poniedziałek, 29 grudnia 2014

30.12.2014

Boję się zapamiętywania momentów, kiedy nie mam pewności, że ich nie stracę, że za chwilę nie będą jedynie blizną, kolejną z tych po małych ranach, które życie a może po prostu ja zrobiłam sobie gdzieś w środku. Boję się tych dobrych chwil, tuż po tych gorszych. Boję się najmniejszych z emocji i boję się uczuć. Tak, wiem, może to głupie, przepraszam. Jednak, kiedy tracisz w życiu to na czym Ci zależy, za co być może w jednej chwili bez zastanowienia oddałbyś życie, cholera, tracisz to, co kochasz to wszystko inne się zmienia. Zmieniasz się Ty. Nie wiem czy mogłabym powiedzieć, że nie potrafię już ufać, czy, że po prostu momentami się tylko waham. Nie chcę czegoś na zamianę, w zastępstwie i po raz kolejny na chwilę. Nie chcę, rozumiesz? Bo kiedy nie tylko się otwierasz, ale i otwierasz swoje serce, chcesz aby wszystko było przede wszystkim dobrze. By wszystko się udało. By było, trwało i nie kończyło się mimo wszystko. Boję się o Ciebie, o Twoje "kocham", o siebie i serce. Boję się o nas, o nasze "zawsze".

czwartek, 4 grudnia 2014

Istotnie z życia.

Marzec. Minęło parę miesięcy, dziewięć? Minęło tyle chwil, dni, godzin, a jeszcze więcej sekund. Chłodne wieczory, kiedy mimo wszystko starałam się wyglądać jak najlepiej, choć traciłam chociażby czucie w palcach. Ułożone włosy, makijaż i perfumy, których zapach poznawałeś z daleka. Pierwsze spotkania, nieśmiałe uśmiechy i strach przed słowami. Tego było coraz więcej, coraz więcej motylków obijało się o ściany żołądka. Mogłabym godzinami opowiadać o tym, co wtedy czułam, o tym jak gubiłam się w tym co mówię, gdy tylko napotkałam wzrokiem Twój uśmiech. I chyba czekałam na jakiś ruch, coś co utwierdzi me wcześniejsze marzenia, co je wzmocni. I chyba czekałam na Ciebie.
Nieśmiałe dotknięcie ust przy przywitaniu, tłumacząc, że to przez brak pohamowań, że nie mogłeś wytrzymać. Kolejne "przepraszam", które z Twoich ust podobno było czymś zwyczajnie nowym. Powroty do domu. Uśmiechy do monitora. Wewnętrzne ciepło. Wieczór u mnie, kiedy tak naprawdę poczułam, że chciałabym, żeby Twoje "moja" było czymś na zawsze,
nie czymś chwilowym. Wspólne dni, krótkie chwile. Coraz częściej. Coraz więcej. Myśli czym jest tak naprawdę miłość.
Co czujesz, obejmując drugie ciało silnymi ramionami, które tak delikatnie wtula się w Ciebie, a w myślach ma wieczność.
Nie znaliśmy się. Nie rozmawialiśmy tak wiele, tak wiele o sobie samych, nie o znajomych, szkole czy wspólnym dzieciństwie, gdzieś poza domem. Minął miesiąc. Wiosna? Coś pękło. Błądziłam. Na oślep szukając wytłumaczeń. Starałam się, jak nigdy wcześniej, jak o nikogo wcześniej. Dwa tygodnie. Coś ponad. Wieczorne łzy, czat na portalu społecznościowym, gdzie wciąż paliła się zielona kropka przy użytkowniku. Gonitwa myśli. Pytając co u Ciebie, słyszałam, że wszystko dobrze, że nie masz teraz czasu, odezwiesz się później. Nie było później.
Spotkanie z opóźnieniem, kiedy zapytałeś czy mi to nie przeszkadza, co miałam odpowiedzieć?
Że przeszkadza i nie chcę, żebyś w ten sposób zmarnował sobie życie? Nie odpowiedziałam. Siedzieliśmy. Planowałeś wyjazd. Cieszyłam się, choć nie wiedziałam jak zacząć temat, tego gdzie byliśmy wcześniej, co się stało. Pierwszy krzyk, chamskie spojrzenie, kiedy tylko wspomniałam o dwóch tygodniach, które były za nami bez nas. Ból gdzieś w środku i łzy w oczach,
zero reakcji prócz słów "Już nic nie mówię". Powrót. Byliśmy na jakiś czas, co jakiś czas
i niby w normie. Maj. Kiedy w końcu znalazłeś czas dla mnie, chociaż kolega był ważniejszy. Zerwanie. Zerwanie kontaktu.
Chęć łez, których i tak nie potrafiłam pokazać, stojąc twarzą w Twoją stronę. Słuchałam tylko jak to wszystko nie ma sensu,
jaki jesteś i że tacy jak Ty się nie zmieniają. Jak nie powinnam cierpieć i tak dla mnie będzie lepiej. Nie mówiłam wtedy prawie nic, prócz przytakiwania. Śmiałeś się. Jak zawsze. A ja czułam jak rozszarpuje mnie od środka. Propozycja kontaktu, twierdząc, że bez tego nie wytrzymasz. Objąłeś mnie, mówiąc tylko, że znasz ten wzrok, wiesz co on oznacza. Zastanowienie nad tym jak masz się teraz ze mną pożegnać. Jeden całus. A kiedy ledwo weszłam po schodach do mieszkania, gwałtowny wybuch emocji, łzy, których one nie mogły powstrzymać, wypytując co mówiłeś. Pomiędzy łapaniem oddechu, a wycieraniem oczu jedyne "To koniec".
To nie był koniec. Ten sam wieczór, wspólny wypad na osiedle, były one, on, jego kumpel. Trochę pogadaliśmy. Mówiłeś, że gram, że robię to specjalnie, że mimo wszystko utrzymuję Cię cudem przy sobie, kiedy nie robiłam nic, a jedyne co to lubiłam to, że jesteś. Obudziłeś się wtedy u mnie, a kiedy jeszcze spałeś wtulając się silnie we mnie, on powiedziała, że widać, że Ci zależy, że jesteś za mną. Że mnie kochasz. Z uśmiechem na twarzy odparłam jedynie "Co ty, skądże",
z Twoich ust usłyszałam zaspane "A skąd wiesz?". Nie skończyliśmy naszej znajomości, choć zdarzyło się coś, co skreśliło Cię może nie w moim sercu, lecz myślach, w głowie. Wewnętrzny koniec i bez słów wyjaśnień tak by było, gdyby nie to, że wtedy zaczęły się Twoje starania. Wiadomości. Propozycje spotkania, kiedy zastanawiałam się jaką wymówkę wymyślić,
by zwyczajnie się z Tobą nie widzieć. Pewien wieczór, może tydzień przed końcem maja. Poszliśmy wtedy nad wodę. Siedzieliśmy na ławce. Czułam, że jesteś dla mnie kimś obcym, że choć na tyle co Cię poznałam, na tyle czego byłam pewna, tak naprawdę tej części Ciebie nie znałam. Cwaniak? Egoista? Pamiętam, jak starałam się być dla Ciebie chłodną, obojętną, byś po prostu zrozumiał, że jednak to Ty coś straciłeś, nie ja. Pierwszy raz w  Twoich oczach ujrzałam łzy, a z ust szczere słowa, że wiesz, że to spieprzyłeś, że Ci zależy. I może to miała być gra, choć wiem, wiem nawet w tej chwili, że choć z zewnątrz możesz udawać największego ze skurwieli, masz słabe wnętrze. Kruche. Zapytałeś też wtedy czy byliśmy razem, odpowiedziałam, że nie.
Kolejne pytanie dotyczyło przyszłości, czy będziemy dla siebie. Nie zgodziłam się. Chciałam czasu. 
Odprowadziłeś mnie wtedy do domu i po prostu się pożegnaliśmy. Było potem lepiej.
Hm, przegrałam rundę? Dałam się ponieść? Moje urodziny, napisałeś mi życzenia, podkreślając, że pamiętałeś,
bo mówiłam Ci o nich wcześniej. Drugi dzień, impreza, Trzydziesty maj. Byłeś tam, choć chwilę wcześniej byłeś wśród kumpli, których zostawiłeś dla mnie. Pełno kłótni ze strony innych osób. Może i nie tak chciałam spędzić ten swój dzień, jednak cieszyłam się, że jestem właśnie tam, wśród ludzi, dla których jestem tak ważna, którzy są tak ważni dla mnie.
Siedziałam Ci na kolanach i opowiedziałam wszystko. Nie złościłeś się za to co zrobiłam, a nawet chciałeś po prostu stamtąd pójść, bym spędziła ten dzień ze znajomymi, bez nieporozumień o Twoją osobę. Nie chciałam. Zostaliśmy wszyscy. I dziś patrząc na to przez pryzmat czasu, był to jeden z najlepszych dni. Czerwiec. Pierwszy, drugi, trzeci. Cały czas razem. Wieczory u Ciebie. Muzyka, filmy. Zmiksowane świeże truskawki, które tak uwielbiałam, o czym doskonale wiedziałeś. Czwarty czerwiec, wieczór, dość późno. Leżałam przy Tobie i zapytałam czy pamiętasz o co zapytałeś mnie wtedy nad rzeką. Odpowiedziałeś, że oczywiście. Odparłam "Tak".
Mówiłeś coś wtedy jak się cieszysz, że jestem czymś najlepszym co mogło Cię spotkać i masz nadzieję, że tego nie spieprzysz, co podkreśliłam na samym początku, że tego bym nie chciała. Mijały kolejne chwile. Dni miasta, wieczór, który wtedy też spędziliśmy razem. Dni mijały tak szybko. Było naprawdę dobrze, choć z biegiem czasu znów coś oddalało się od nas, oddalało bez nas. Koniec roku szkolnego. Początek wakacji. Dni, wieczory i noce, spędzałam ze znajomymi, nie mając prawie żadnego kontaktu z Tobą. Nie wiedziałam co u Ciebie. Ty nie miałeś pojęcia z kim przesiaduję, w jakim towarzystwie spędzam kolejną noc, o której wróciłam do domu. Drugi lipiec, znajomi, trochę zabawy, normalnie. Północ, kolejny dzień lipca.
Coś po drugiej w nocy, kiedy siedząc u przyjaciela w aucie i wylewając za auto zawartość ostatniej butelki, dotknęła myśl. Pojechaliśmy wtedy pod Twój dom. Obudzony przez mamę, wyszedłeś z uśmiechem na twarzy. A ja tylko pytałam o co Ci chodzi, o co chodzi w tym wszystkim. Coś się wypaliło, nie wyszło nam, to nie było to. To był koniec. Siedząc na Twoich kolanach pod ogrodzeniem, ciągle tylko pytałam, a Ty nie przestawałeś się uśmiechać. Kazałeś zawieźć mnie do domu, mówiąc tylko, że popołudniu się spotkamy. Opierałam się tylko o furtkę, patrząc jak się oddalasz i zaczęłam płakać. Wiesz, nie żałuję tych łez.
Tego, że je zobaczyłeś, kiedy od razu się odwróciłeś i szybszym krokiem wróciłeś do mnie. Obejmując mówiłeś coś, że mam przestać, że mam się odwrócić w Twoją stronę. Krzyczałam tylko pytając czy właśnie tego chciałeś, czy właśnie taką chciałeś mnie zobaczyć. Uciszałeś zmieniając ton. Przetarłeś mi policzki i powiedziałeś "Doskonale wiesz, że to czego najbardziej nienawidzę to to, jak dziewczyna płacze" "Jak płacze przeze mnie". Pojechałam do domu. A rano odczytując wiadomość, zaczęłam się szykować. Byłam u Ciebie. Zabawne jak zachowywaliśmy się jak znajomi. Sprawdzian wytrzymałości, czyż nie? Ty grałeś, ja leżałam utrzymując wzrok na ekranie telefonu. Tamtego dnia zostałam na noc, obudziliśmy się rano przytuleni, a w głowie miałam tylko wszystko to, co mówiłeś mi wieczorem. Jak nie chcesz mnie zranić. Jak żadna dziewczyna nie była tak za Tobą jak ja, że z żadną nie było Ci tak dobrze, że żadna go tak nie omotała. Jak nie rozumiesz mnie dlaczego w tym tkwię, dlaczego nie odpuściłam sobie kogoś takiego jak Ty. Dlaczego nawet tyle razy mnie raniąc, ja wciąż tu jestem.
Że sam tego nie rozumiesz, dlatego próbujesz o tym nie myśleć. Wróciłam wtedy do domu, wiesz z czym? Z satysfakcją.
Z satysfakcją, że tak naprawdę jestem dla Ciebie kimś, kimś ważnym, o kim próbujesz zapomnieć.
Że byłam, że zdobyłam coś w Tobie, choć nie wiem czy "zdobyłam" to właściwe słowo.
Jednak wróciłam bez Ciebie. Mijał lipiec. Wiedzieliśmy się parę razy na mieście. W jednej głupiej sytuacji, przy moich znajomych, kiedy może chciałeś zburzyć we mnie jakąś konstrukcję, udało Ci się na chwilę. Nie utrzymywaliśmy kontaktu. Mijały wakacje, które spędzałam tak, że nawet myśląc teraz, w życiu byś się nie domyślał w jaki sposób. Nowi znajomi, nowe twarze, tysiące rozmów. Pewne zauroczenia. Naprawdę byłam szczęśliwa, choć były momenty, że brakowało mi kogoś takiego, jak Ty, nie jak oni. Trzymałam dystans. Dlaczego? Sama zadaję sobie teraz to pytanie. Może dlatego, że jakaś nadzieja wtedy żyła jeszcze we mnie. Koniec miesiąca i te głupie zbiegi okoliczności. Spędziłam u Ciebie cztery dni, trzy noce. Myśląc teraz o tym, jesteśmy szaleńcami.
Wieczory ze znajomymi. Uczucia. Powroty. Decyzje. Nie, nie żałuję. Nie żałuję tych dni, tamtych nas. Minęły wakacje. Błędne znaki. Wszędzie ta piosenka. Przypadkowe spotkania. Uśmiechy. Byliśmy już nikim. Teraz, chwilę temu, krótki czas temu, coś znów było z nami. I choć nie było między nami, widziałam to w Twoich oczach. Widziałam tamtego Ciebie, któremu moje największe marudzenie o tym jak wyglądam nie sprawiało problemu, który użerał się z moimi humorkami. Który akceptował każdą z najmniejszych wad, każdą rysę, bliznę. Znał mnie, jak nikt wcześniej. Spojrzenie takie samo jak za każdym razem wcześniej, kiedy cieszyłeś się moją obecnością.
I choć teraz, mógłbyś się patrząc mi prosto w oczy wyprzeć wszystkiego, to może i jestem wariatką, pamiętam, że to ja poznałam się na Tobie jak nikt wcześniej, to ja znałam czułe punkty, znałam Ciebie. Zmieniłeś w moim życiu wiele. Obróciłeś wszystko o całe 180 stopni. I choć są ludzie, którzy w nas wierzą, wierzą, że się zmienisz, że to nie koniec. Ja nie wierzę. Mogłabym usiąść Ci teraz na kolanach i przy Twoim ulubionym kawałku opowiedzieć jak bardzo zmieniłeś samą mnie, jak skrzywdziłeś wnętrze, jednocześnie podnosząc je niczym na skrzydłach w górę dając radość. Opowiedzieć jak spełniłeś moje marzenie. Marzenie, bo sam nim byłeś. Szczeniackim marzeniem, kiedy miałam dziesięć może jedenaście lat, a pierwszy raz uśmiechnąłeś się do mnie
i rozmawialiśmy o bzdurach, przekomarzając się jak dzieciaki, które łączy ta sama sytuacja. Z ostatnich dni zapamiętałam słowa kumpla, chłopaka od którego dzieli mnie pół Polski, którego znałam może z godzinę, dwie, a który poznał całą sytuację.
Uśmiechał się, mówiąc to z pełnym przekonaniem "Jeśli dowiem się, że do niego wróciłaś i kiedykolwiek spotkam Cię na ulicy, uwierz, że jedyne co zrobię to wyśmieję Cię na głos i napluję Ci prosto w twarz". Słowa, które nie zarysowały, a które dotknęły i tak dogłębnie wbiły się w psychikę. Obiecywałam sobie wiele razy zmianę, definitywny koniec. Owszem udawało się. Na kilka dni. Jednak dziś, czwarty grudzień, to ten dzień, wiesz? I choć właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że przypadki może i się zdarzają, bo mija dziś równe pół roku odkąd zgodziłam się na przyszłość, odkąd powiedziałam "Tak". Zabawne, ale tak - to dziś. Byłam na tamtej ławce, gdzie rozmawialiśmy pierwszy raz, na słuchawkach miałam tamten kawałek, a w ustach ostatniego z paczki. Uśmiecham się teraz. Dwa uzależnienia. Dwie pełne strony na których coś się urywa. Dwie głowy pełne szalonych marzeń, głowy mające przed sobą przyszłość, osobną, z którą zrobimy co tylko będziemy chcieli. Dwie przygody i dwoje nas. Zatrzymani we wspomnieniach. Dziękuję.

Uzależnienie.

Istnieją różnego rodzaju uzależnienia, jak i różnego stopnia. Uzależnieni od zażywania pewnych substancji, hazardu, gier komputerowych, od poprawiania co pięć sekund grzywki, od kawy, czy też od pewnych słów. Jest ich jeszcze tysiące, a każdego z nas dotyka inne z nich. Wśród nich jest jeszcze jedno. Silne, dość intensywne, momentami przerażające, ale również bywa, że niezauważalne i pomijane codziennością. I jak myślisz.. czego dotyczy? Może i jest absurdalne, a może zwyczajnie normalne. I może dotyka Ciebie, albo i po prostu poznałeś je już wcześniej. Uzależnienie nie od czegoś, a od kogoś. Kogoś, kto nie był Ci obojętny, do kogo dystans skracał się, gdy tylko czułeś jego obecność i ciepło. Była taka osoba, prawda? I nadal jest.. w sercu, czyż nie? W codzienności.. w myślach, tych tuż przed snem i tych w całej reszcie. Przychodzi taki czas, gdy niespodziewanie na Twojej drodze pojawia się ktoś, kto wydawałby się przelotną przygodą, znajomością na chwilę. Jednak z każdą kolejną rozmową, zauważasz różnicę. Różnicę między nim i każdym wcześniejszym. Rozumie Cię, nawet gdy z Twoich ust nie wydobywa się żaden dźwięk, nawet gdy błędnie patrzysz w jeden punkt. Więź. Jest coś, co przyciąga Cię do niego, jednak jednocześnie wiesz, że tak nie powinno być. Czujesz, że wszystko jest okej. Pod kontrolą. A kiedy tylko spotykasz go wzrokiem, kiedy tylko się uśmiecha i całkiem przypadkiem łapie Twoją dłoń, jesteś najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Tysiące rozmów, wymienionych poglądów, jednak najmniej w tym wszystkim, w tych słowach, jest was samych. Żyjemy chwilą. Cieszymy się chwilą. A wracając do domu żałujemy, że nie zrobiliśmy kroku w przód. Kiedy jednak przekraczamy granice, czujemy o wiele więcej. Wiele więcej niż wcześniej. I trwamy.. trwamy jak najdłużej, jak najdłużej wytrzyma serce.

sobota, 8 listopada 2014

08.11.2014

Co jest w tym wszystkim najgorsze? Momenty, które wracają, każda z tamtych chwil do których teraz powinniśmy z przekonaniem się uśmiechać, ale żadne z nas tego nie robi. Najgorsza jest tęsknota. Za tym co było. Jak było. Kim byliśmy. Ci którzy znają moje podejście wiedzą, że w swoim życiu nie żałuję niczego,  żadnej decyzji, żadnego ruchu, słowa, sytuacji, zupełnie ale czasem coś po prostu wraca i tylko tęsknię, to normalne, każdy z nas za czymś tęskni.
Wychodzę wieczorami z domu, zakładam słuchawki i chowam dłonie w kieszeniach kurtki. Niektóre słowa dotykają, a bit po prostu rani, podpuchnięte powieki i przeszklone oczy, to nic. Czasem tak jest. Zdajemy sobie z czegoś sprawę zbyt późno.
Kiedy mamy to wszystko, żadne z nas nie martwi się o nic, dopiero kiedy odczuwamy jakiś brak, pustkę, która utrzymuje się w nas, dociera do nas zbyt wiele. Jakby na pełnej fali nagle rozumiemy, że coś nie miało sensu, że może teraz byłoby zupełnie inaczej, bylibyśmy tu, razem. Czasem więzi pomiędzy ludźmi są niezrozumiałe, sami nie rozumiemy siebie, gubimy się w uczuciach, nie zdajemy sobie z nich sprawy albo po prostu nie dowierzamy im. To zbyt trudne. Poznajmy się dość powoli, całkiem przypadkiem, parę rozmów i czujemy się w swojej obecności coraz lepiej, popołudnia po szkole czy wieczory, weekendy,
jedna wiadomość i spotykamy się choć na chwilę gdzieś na osiedlu. Lubiłam rozmawiać, nawet o najmniejszych błahostkach jak to zwykle bywało. Traktowaliśmy się jak przyjaciele, choć wtedy tego tak nie nazywałam, po prostu się znaliśmy.
Brak kontaktu i nagłe powroty do niego, coś w tym było. Tyle rozmów i wieczorów. Łzy, których tak strasznie wstydziłam się do tamtego momentu, kiedy po prostu nie mogłam ich opanować. Mój trudny charakter, niezrozumiałe sytuacje.
A to wszystko nadal było. Minęło trochę czasu i coś się zmieniło, nie wiem czy to ludzie nas zmienili czy czas.
To boli najbardziej, bo choć tak bardzo chciałabym porozmawiać, zwyczajnie uśmiechnąć się tak jak wcześniej,
kłócić i śmiać z moich małych uzależnień to tego po prostu już nie ma. Nawet nie wie jak strasznie jestem wdzięczna za wszystko co było, jak było, za każde poświęcenie, za tą wytrzymałość.. Poczucie, że coś się popsuło, bo zwyczajnie nie dostrzegałeś tego,
co było w oczach drugiej osoby i być może w jej sercu. Zbyt długie niedocenianie. Straciliśmy to i może nawet już nigdy więcej
nie spojrzymy na siebie tak jak wtedy, nie spojrzymy sobie w oczy. Patrzymy jak inni są szczęśliwi, jak dzielą coś już nie z nami,
co mogliśmy mieć my, co było tak blisko nas. Chore.. ta cała tęsknota jest chora. 

sobota, 1 listopada 2014

02.11.2014

Wiesz jak jest naprawdę? Naprawdę nikt nikogo nie zna. Jesteśmy tu. Tkwimy w czymś bez powodu, z kimś bez opcji.
Czujemy się czasem dość dziwnie. Coś jest, a później mijając się na ulicy wymieniamy zwykłe "cześć"
nie patrząc sobie nawet w oczy. Obracamy się wokół nieswoich problemów, małych błahostek, zatracamy siebie. 
Przyjmujemy na klatkę zbyt wiele, momentami nie unosząc narzuconego ciężaru. Ciężar tkwi nie w naszym ciele, lecz w duszy, która znosząc zbyt wiele przyjmuje do siebie kolejne kwestie, bez wahania, bez większego zastanowienia. Czekamy na coś. Podobno miało przyjść samo. Podobno fart uśmiecha się do każdego z nas, jak nie dziś to jutro będziesz szczęśliwy.
Pieprzenie. Zasady. Pozory.  Pytam - gdzie ten cholerny uśmiech? Odpowiadasz uśmiechem odwracając twarz w mgnieniu oka. Nawet już to to zbyt wiele. Z twarzy mijanych na ulicy ludzi tworzysz historie. Myślisz sobie, że ten to ma życie, ten to ma serce wyszukując tak naprawdę w nich siebie, dokładając spojrzeniem zdarzenia wyrwane z życiorysu. Twojego życiorysu.
Bazgrzesz na stronie przebijając kartkę swoje małe marzenia, układając w myślach zakończenie do każdego z nich. To trwa.
Nie kończy się tak szybko jak wysiada ludzka psychika nad dokładanymi zdaniami. Niczym układanka, nie dołożysz kolejnego fragmentu jeśli jego krawędzi nie będą pasować do tego obok.
A co jest obok? Obok jest twoja codzienność, nic nowego. Nóż w plecy, kręgi kręgosłupa bawi ból, a ty siedzisz gdzieś w tym samym miejscu przy tamtych ludziach. Znasz ich? Żadnego z nich, choć stukot szkła staje się coraz głośniejszy.
Umilasz wieczór., życie i zatracasz się w nim, tak jak i w szczegółach każdej z chwili, która i tak mija. Mija zbyt szybko. 

"Wielu z tamtych zna mnie jako spokojnego chłopca
Który czasem zmieniał się w opornego gościa
Tłumił emocje, bazgrał mury
Wtedy nikt nie umiał nic zrozumieć z mej natury
Wtedy zew natury wzywał mnie na górę, gdzieś nad chmury.."

środa, 29 października 2014

30.10.2014

Czasami mam wrażenie, że to wszystko to jedna wielka gra.
Muzyka znieczula uszy, a ja zaciskam wargi i z całej siły zamykam oczy, gdy czuję, że dłużej nie wytrzymam. Nie płaczę. Nie potrafię, a może po prostu nie chcę ryczeć jak wariatka za czymś czego już nie ma, ale wciąż wracam. Płakałam zbyt wiele razy, teraz myślę, że to było po prostu konieczne, konieczne momentami, że po prostu coś kochałam, że na czymś mi zależało, czy też coś w środku bolało straszliwie mocno. Łzy nie są oznaką słabości, przecież coś w każdym z nas czasem pęka,
może w nieoczekiwanym momencie, może po cięższych rozkminach, może wśród znajomych,
przy kimś lub zwyczajnie w samotności. Jedni przychodzą do domu i rzucając kurtkę na fotel krzyczą najgłośniej jak potrafią,
inni rzucają o ściany czymkolwiek co wpadnie im pod rękę,
a jeszcze kolejni po prostu siadają gdziekolwiek znajdzie się miejsce i chowając twarz w dłonie tylko milczą.

sobota, 25 października 2014

25.10.2014

Cześć, ja nadal tu jestem, a to wszystko co wtedy było dla nas wszystkim, dziś jest niczym. Czy żałuję? Nie. Nie żałuję niczego, co kiedykolwiek sprawiło, że moje usta układały się w uśmiech, a serce bijąc próbowało przebić żebra. Było najlepiej. Byliśmy najlepsi. I nic nigdy nie zmieni tego, co siedzi w naszych głowach, naszej pamięci, być może na dnie pokryte toną kolejnych momentów, które zmieniły coś w naszym życiu, ale nadal tam jest, na zawsze. Nawet jeśli nie ma nas tu, to dziś jesteśmy gdzieś dalej. Znacznie dalej. Stanęliśmy gdzieś z tył, wystawiając swoje karty pod nowy start. Dwie drogi. Wiem, że u Ciebie nic się nie zmienia, że jest jak było, wybrałam tą lepszą. Tkwisz w czymś, co momentami niszczy niezauważalnie, co dotyczy już mnie, co nie łączy mojej historii i pewnie pomimo wszystko nie raz zastanawiałeś się co u mnie. Czy zamknęłam ten rozdział, czy minął tamten czas i czy zniknęły tamte uczucia, które tak bardzo mieszały w codzienności. Czy nadal serce bije w kierunku twojego, gdy tylko napotykam twój wzrok, choć nie cofam, a stawiam kroki w przód. Jest dobrze. Naprawdę dobrze. Choć to wszystko nadal jest tak bardzo kruche, to dokładam kolejny element układanki. Nadal pamiętam. Każdy dotyk chłodnych dłoni, każde słowo wypowiadane szeptem, gdzieś w ciemnościach, czy smak uśmiechu. To nie minie. Będzie we mnie. Będzie w tobie, bo choćby niejedno z nas wypierało się czegokolwiek, nigdy nie wyprze się szczęścia, które dostaliśmy i uczucie, które łączyło, a które tkwi w naszych umysłach po dziś.



sobota, 16 sierpnia 2014

17.08.2014

Zapewne nie raz w waszym życiu trafiał się ktoś, kto z łatwością mógłby zastąpić powietrze. Ktoś kto znaczył wiele, był ponad wszystko co było obok. Ktoś, kto po prostu był tym wszystkim, będąc jednocześnie obok. Czasem marzymy o tym co przyziemnie niemożliwe dla naszych dusz, a jednak świat uśmiecha się do nas i oddaje siebie. Kto by nie zaryzykował? Ryzyko - coś co uwielbiam zbyt mocno, ale coś co pozwoliło mi przeżyć to, czego może bałabym się do tej pory dotknąć chociażby przez postawione przed sobą szyby. Moje ostatnio ryzyko? To czas. Zaryzykowałam czas, po prostu go oddałam komuś, do kogo nie miałam zaufania, że zwróci mi go całkiem po prostu. Może i mogliby mówić: "zmarnowałaś", "po co to wszystko?", "przecież od początku to nie było nic warte", ale co z tego? Skoro żadne z nich nie przeżyło tego co ja, nie widziało tego co ja, a przede wszystkim nie czuło tego tak samo. Wiele jeszcze siedzi w mnie, uczuć, emocji czy słów, na które po prostu jest za późno. I może właśnie się waham, że nie za późno dla mnie, jednak przecież to i tak bez sensu. Jedno zaprzecza drugiemu, "Jeśli coś kochasz, to walcz do samego końca, bo poddając się - tylko stchórzysz" - "Nie ratuj czegoś co raz już upadło. Drugi raz też upadnie, znowu Cię zawodząc". Mętlik, nie? Serce powinno prowadzić każdego z nas, choć to ono zbyt często błądzi, doprowadzając nas do sytuacji, w których momentami przestajemy sobie radzić. Owszem, tak jak Ty, ja też często nie radzę sobie z tym co wypełnia serce. Nie radzę sobie z niepewnością, tysiącem pytań na które nie potrafię sobie odpowiedzieć. Każdy z nas docenia to co ma, w chwili posiadania czy po stracie. Hee, najczęściej doceniamy po stracie, nie? Życiówka. Jest ktoś, a ja mam nadzieję. A ta nadzieja jest ostatnią rzeczą, która prócz wspólnych wspomnień, jeszcze nas łączy. Wiesz o co chodzi? O to, że po prostu mam nadzieję, że może kiedyś, może nie będzie to miesiąc czy dwa, może minie pół roku, rok a on doceni. Odczuje delikatny brak, jaki ja czułam za każdym razem. Doceni to co stracił. A wtedy? Wtedy będzie po prostu za późno.

środa, 13 sierpnia 2014

To co najlepsze jest w nas.

I kolejny rok a z nim kolejna z tych nocy, kiedy marzenia podobno się spełniają. Parę minut po pierwszej w nocy, niebo jest dość puste, pewnie każdy wyobrażał to sobie całkiem inaczej, czyż nie? Gwiazdy, to podobno wszystko dzięki nim, spadają w ułamku sekundy, zauważysz - jest twoja, myśli wypełnia kolejne życzenie. Warto marzyć, lecz czy warto wierzyć, że te małe iskierki na ciemnym niebie dadzą nam to czego potrzebujemy najbardziej? Przecież to tylko mały drobiazg wśród tego wszystkiego co istnieje ponad nami, a jednak wierzymy. Wierzymy, że ta chwila należy do nas. Mamy nadzieję. Nadzieję, że coś się zmieni, coś wyjaśni,a coś ułoży. Czasem mam wrażenie, że ludzie wierzą zbyt mocno. Nie wierzą w siebie, w to wszystko co mogliby zrobić, by bez zbędnych życzeń coś uległo ogromnym zmianom. Pomyśl sam, ile błahych życzeń przeplatało Twoje myśli, gdy patrząc w niebo oczekiwałeś chwili w które przyda się jedno z nich. Każdy marzy. O tym co niemożliwe, czy o tym do czego wystarczyłoby parę chęci działania. Są marzenia, które podtrzymują naszą konstrukcję, otwierają nasz światopogląd i żyją w nas. Sama mam marzenia, które momentami wydają się być tak odległe, że aż nierealne, jednak są we mnie. Są też takie, które spełniły się naprawdę, w najmniej oczekiwanych momentach, choć myśląc o nich teraz - nie mogę w to uwierzyć. I nie wiem jak to nazwać. Przypadek? Pieprzony fart? Trochę czasu wstecz wierzyłam w życzenia, ubolewając później, że nic od razu nie idzie po mojej myśli. Nie szło naprawdę. A może po prostu zbyt bardzo pragnęłam czegoś, że nawet nie zwracałam uwagi na krótki czas, który minął. Potem mijały kolejne pory roku, a ja zapominałam. Pojawiały się nowe marzenia, nowe pragnienia. Takie "świeże". Co z tamtymi? Umierały gdzieś wewnątrz mnie, wymieniałam je, gdy i tak nie przynosiły oczekiwanych rezultatów. Wracałam do nich tylko myślami, gdy coś przypominało mi o nich, czy też wracałam w myślach do tego co było. I wiesz co było dalej? W zasadzie nic. A teraz? Mam na barkach spełnione parę z nich. Dochodzę do tego z czasem. Dostałam od życia to czego chciałam, mam to czego potrzebowałam i w prawdzie miałam. Dobrze wiesz, że czasem coś nie idzie po naszej myśli. Mimo wszystko, starań i całej reszty, coś pójdzie nie tak. Ale w tym wszystkim najważniejsze jest to, że coś było, że byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Cierpiałam wiele razy. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że zbyt wiele, że przecież nie zasłużyłam lub wcale w to nie uwierzyć. Ale co z tego? Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi, by cierpieć po szczęściu. Coś za coś? "Cierpienie" jest ciężkim słowem, dlatego teraz zastanawiam się czy na pewno pasującym. Słyszałam nie raz "Coś się kończy, by coś nowego mogło się zacząć". Dlatego właśnie nie żałuję niczego. Niczego, co wywołało motylki w brzuchu, mocniejsze uderzenia serca, szybszy oddech, czy też łzy. Nie żałuję. Przeżyłam to, czego chciałam dotknąć i było mi tak odległe czas temu. I choć te marzenia pozostawiły blizny nie tylko w głowie, lecz również na sercu, zapełniam kolejne rozdziały. Przecież życie to książka. To Ty nadajesz tytuły kolejnym rozdziałom, przewracasz kartki i wypełniasz samym sobą. Przewracając strony wstecz - tylko wracasz. I choć powroty są najtrudniejsze, dotykaj ich ze śmiałością. Uśmiechnij się, przecież nikt nie jest w stanie zabrać i wyrwać nam kartek z życia, wyrwać wspomnień, które tworzą nas, które są naszą własnością i z których powinniśmy być najbardziej dumni.



czwartek, 3 kwietnia 2014

#

A jeżeli jest ktoś, kto chwilami wywraca codzienność wyłącznie tym, że jest?
A jeżeli przychodzą takie wieczory, że tęsknimy?
Wieczory, kiedy brakuje nam chociażby głosu, małego uśmiechu, małego dotyku?
To chyba jest dla nas kimś ważnym, prawda?


piątek, 14 marca 2014

Zaufaj mi, proszę.

Północ zbliża się małymi kroczkami. Noc już przyszła, po części zabierając nas ze sobą. Zabiera ze sobą nasze myśli, które bez celu błądzą wokół nas, gdy tylko nikt nie patrzy. Wysuwa każdą z nich na wierzch. Przypatrz się, jak zmienia się wyraz Twojej twarzy, gdy tylko głowę wypełnia kolejny mętlik. Jak Twoje usta zaczynają drżeć, a dłonie są zimne. Wszystko wydaje się tak bliskie, będąc zarazem dalej niż kiedykolwiek. Uczucia nie wracają, to wspomnienia, sentyment do nich, nie uczucia, pamiętaj.
Nigdy nie powiesz, że kochasz, dwa razy w ten sam sposób, patrząc w czyjeś oczy, gdy w Twoim sercu przebija się znacznie inny ich kolor. Gdy czyjeś wargi układają się na kształt tych, które przygryzała, jednak nie smakują tak samo.
A przytulając, chociażby z całej siły, doszukujesz się zapachu jej perfum, które tak uwielbiałeś.
Może pora się obudzić, delikatnie dłonią przetrzeć oczy i podnieść się z ziemi.
Może pora zrobić coś dla siebie.
Może uświadomić sobie jedną rzecz. Jedyną, która dotyka tak dogłębnie serca.
Swój świat trzymasz w dłoniach, choć jej nie ma już w nim. Choć cierpisz. Choć boli.
Zaufaj mi, proszę.


czwartek, 6 marca 2014

Może jeszcze nie my.

Wiesz jak to jest widzieć swoją miłość w oczach kogoś innego, gdy właśnie Twoja pochłania pustka?
Widzieć jak onieśmiela uśmiechem, emanuje prawdziwym szczęściem i głową pełną planów, takich jakich miałeś kiedyś Ty? Odkładam telefon i siadam na brzegu łóżka. Znów jest tak samo cicho, tak samo pusto. Przecież już było dobrze, już wszystko powoli wracało do normy. To tak jakbyś starał się, wznosił pomimo bólu na samą górą by za chwilę choć na moment się uśmiechnąć, a ktoś niespodziewanie kopie Cię po pysku. Fair? Nie bardzo. Gubimy się. Zbyt często.
Gubimy się w ludziach. W ich przekonaniach, słowach, gestach i wszystkich tych obietnicach. Trzymają nas przy sobie zbyt silnie. To zbyt bardzo boli, gdy nagle wszystko zawodzi. Grunt osuwa się znacznie bardziej, a nasze szczęście? Oplata ramiona kolejnych. Może to jeszcze nie to, nie ten na zawsze, nie ten czas i miejsce. Może jeszcze nie my.


niedziela, 2 marca 2014

Znów coś.

To się czuje. Od początku.
Gdy patrzy na Ciebie całkiem inaczej niż tamci.
Gdy wciąż trzyma Cię w niepewności, aż zaczynasz przy nim gubić się w myślach.
Gdy podpuszcza Cię i kłócicie się o błahostki, tylko po to, żeby zobaczyć jak się na niego złościsz.
Gdy słucha i nie przerywa Ci, gdy mówisz.
Gdy uśmiecha się tak często, a Ty wciąż czujesz niedosyt. Gdy podoba Ci się jego nastawienie do tego co mamy wokół.
Gdy uwodzi Cię głosem, którego już od pierwszych chwil mogłabyś słuchać całymi godzinami.
Gdy czujesz, że może to właśnie to.
 Gdy coś ciągnie Cię za serce i każe zaryzykować.
Gdy w pewnym momencie zaczynasz już tęsknić. Odczuwać pustkę. Jego brak.
Nie pozwól sobie cierpieć. Proszę, nie pozwól już nigdy więcej..


piątek, 31 stycznia 2014

3

3

Chciałam być, dla niego, tak dla nas razem. Choć gdzieś pomiędzy nas wkradał się strach. Czego bałam się ja? Bałam się, że to tylko coś przelotnego, coś co osadza się na sercu tak dogłębnie, by później bolało znacznie bardziej przy stracie. Bałam się, że to zniszczymy. Oczywiście, że ufałam. I chociaż bałam się ryzykować, bo odkąd pamiętam, ryzykując zawsze coś niszczyło się na mojej drodze, zaryzykowałam. Tamtego wieczoru ciągle się do niego przytulałam. Chciałam, żeby już tak było, żeby on był taki. Czuły, troskliwy, kochany. Płynął dzień za dniem, tak szybko, lecz u nas było nadal bardzo dobrze. Nie kłóciliśmy się, choć podobno związek bez kłótni, to nie związek. Dogadywaliśmy się. On wiedział wszystko, ja o nim również. Nie mieliśmy tajemnic, nie było po co czegokolwiek ukrywać. Miałam w nim najlepszego przyjaciela i w dodatku kogoś, kogo się kocha najmocniej. Co noc dzwonił i sprawdzał czy przypadkiem nie siedzę po nocach, wtedy krzyczał, ale nie tak na poważnie. Krzyczał troską. I mówił, że kocha, że nic lepszego nie mogło mu się w życiu przytrafić. Znalazłam szczęście.

piątek, 24 stycznia 2014

2

2

Dni biegły jeden za drugim, a ja? Cieszyłam się każdym do samego końca, wyciągając z nich jak najwięcej. Był on. Dogadywaliśmy się, momentami rozumiał mnie jak nikt inny. Dzwonił, gdy tylko nie odpisywałam na smsa, martwiąc się, że coś mi się mogło stać. Robił sobie wolne, przychodząc rano zrobić mi kakao tuż przed szkołą. Rozpieszczał małymi prezentami. Dawał za wygraną, gdy o coś się droczyliśmy. Czekał pod moim domem tak długo, aż nie zobaczy, że w pokoju zapaliło się światło i jestem cała i zdrowa. Dbał o mnie, o to, żebym nie przeoczyła żadnej notatki pod datami w kalendarzu, czy o to, żebym nie zapomniała o uśmiechu. Przy nim? Nigdy go nie zabrakło, uśmiechałam się od rana i z uśmiechem zasypiałam. Był dla mnie kimś ważnym. Przez to, że mieszkaliśmy kawałek od siebie, a ja nie lubiłam tych wciąż pełnych autobusów i czasem po prostu brakowało czasu, nie widywaliśmy się tak często, jak byśmy chcieli. Były też obowiązki, szkoła i zajęcia po lekcjach, małe problemy. Z nauką radził sobie całkiem dobrze, czasem nawet miałam wrażenie, że radzi sobie lepiej ode mnie. Potrafił doskonale się skupić, cokolwiek by robił. Podziwiałam to w nim, gdyż sama, gdy coś nie idzie po mojej myśli, odpuszczam, lub wściekam się co chwilę. On był inny. Zabierał mnie na te wszystkie pokazy i rajdy, którymi się fascynował, a ja za to, zabierałam go na zakupy. Nie narzekał, nawet spędzając cały dzień w przymierzalniach, doradzał, sam pokazywał w czym byłoby mi do twarzy, jak na faceta - miał gust! Staraliśmy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, lubiłam to i on chyba też. Dość skomplikowane, ufałam mu bezgranicznie, dogadywaliśmy się jak niejedna para, lecz - nie, nie byliśmy razem. Pewnego dnia przyjechałam do niego. Zabrał mnie w miejsce, gdzieś koło parku. Usiedliśmy sobie na ławkach naprzeciwko siebie
i rozmawialiśmy. Znów o wszystkim, o tym jak dzień, co w szkole, czy mama przestała już strzelać fochy. W pewnej chwili zapytał się mnie, czy może mi zadać pytanie, odparłam, że tak. - Od pewnego czasu tak się zastanawiam nad jedną rzeczą, siedzi mi w głowie
i chcę znać Twoje zdanie. No bo jak sądzisz.. Aaa może zacznę od początku, poznałem kogoś. Jest urocza. Rozumiemy się no i w ogóle.. Sama wiesz. Mam wrażenie, że to ta, że to ją chciałbym nazywać.. swoją. I teraz jak uważasz, mam jej to wszystko powiedzieć? Bo ja już nie wytrzymuję i chcę żeby wiedziała, ale nie wiem czy będzie chciała to słyszeć.
- A jak uważasz, będzie?
- Nie wiem co ona czuje. Czy też czuje tak jak ja.
- To może zapytaj.
- Myślisz, że powie mi tak wprost?
- Jeśli Ty będziesz z nią szczery, czemu ona miałaby nie być z Tobą?
... Gdzieś tam pomiędzy nas wsunęła się cisza. patrzyłam jak siedzi z opuszczoną głową i sama próbowałam ogarnąć ten chaos w moich myślach. Wstał i podszedł do mnie od tył, kucnął za mną i lekko objął, łapiąc za ręce.
- Nie chcę zadawać pytań, nie są mi potrzebne, tylko jedno małe, zgoda?
Kiwnęłam jedynie głową.
- Będziesz dla mnie? - zapytał.

piątek, 3 stycznia 2014

1

1

Zostałam zaproszona, spontaniczna impreza, urodziny przyjaciółki, trudno byłoby odmówić. Już przy wejściu wahałam się kolejnego kroku, przecież nikogo tam nie znałam, może dwie czy trzy osoby z widzenia. Obce twarze, ich oczy przesiąknęły mnie na wylot, gdy tylko weszłam na salę. Skreśliłam już to, że ten wieczór będzie udany.  Poznała mnie z paroma osobami, których imion i twarzy nawet nie zdążyłam zapamiętać. Siedziałam sama przy stoliku, wiercąc tak dziurę w kawałku tortu, co chwilę sprawdzając godzinę na telefonie. Ale czego nie robi się dla ludzi, którzy są dla nas ważni, no nie? Uśmiechałam się ile tylko mogłam, kiedy solenizantka patrzyła czy dobrze się bawię. Kieliszek szampana na pocieszenie, stałam tak przy drzwiach wyjściowych, biorąc co chwilę mały łyk. Widziałam, że przyjaciółka zaczepia parę osób, jakby coś się stało, następnie z uśmiechem biegnie w moją stronę. Pociągnęła mnie za rękę prosto pod bar, stał tam wysoki brunet, nie widziałam jego twarzy, jedna czułam, że coś jest nie tak.
- Proszę, przyprowadziłam Ci kogoś. To Michał, poznajcie się. Wypytywał mnie po kilka razy kim jesteś, za grosz odwagi! A więc teraz zostawiam Was, miłej zabawy.
Moja nieśmiałość brała górę, a on patrzył na mnie i się uśmiechał, po prostu. Wyciągnęłam w pewnej chwili dłoń w Jego stronę, mówiąc po prostu - A ja Ania, w takim razie miło poznać.
On uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miał tak niesamowity uśmiech, że moje kąciki same podnosiły się do góry, gdy tylko na niego spojrzałam. Rozmawialiśmy chyba dość długą chwilę. Poczułam się o wiele lepiej, że mam chociaż do kogo otworzyć usta. Pytał o błahe rzeczy typu czym się interesuję, o moją znajomość z przyjaciółką, ale mimo wszystko wydawało mi się, że naprawdę go to ciekawiło. Wtedy? Zauroczył mnie sobą. Czułam jak pod żebrami, serce bije nieco mocniej, gdy ukradkiem zerkał na mnie, patrząc w zupełnie innym kierunku. Nigdy wcześniej go nie widziałam, był tak całkiem mi obcy, pomijając te informacje, które udało mi się wtedy z niego wyciągnąć o nim samym. Miał dobre podejście do życia. Wiedział czego chce, stawiał sobie cele nie na pozór, lecz dążył do nich. O swoich zainteresowaniach opowiadał z takimi iskierkami w oczach, chyba po prostu robił to co kochał naprawdę. 
- Madam pozwoli, że porwę na środek sali i udam, że potrafię tańczyć?
Zaśmiałam się tylko, podając mu dłoń. Delikatne dźwięki, złapał mnie w talii i pozwoliłam, by to on prowadził. Jak tylko podnosiłam twarz do góry, on się uśmiechał. - Aż tak kaleczę? - zapytałam. - Wręcz przeciwnie, jest bardzo dobrze.
Był takim typem cwaniaka, patrzył na mnie, przygryzając w dodatku wargę, po chwili się uśmiechając. Bez słów. A ja czułam, że rumienię się coraz bardziej. Patrzyłam mu prostu w oczy, były czekoladowego koloru i próbowałam choć trochę domyślić się z nich jego myśli. Za nic. Kiedy piosenka dobiegała końca, puścił mnie jedną dłonią, podnosząc nią mój podbródek do góry. Chwila. Kiedy poczułam, jak delikatnie dotykał moich ust swoimi, pozostawiając na nich swój uśmiech, tuż przy końcu. Spojrzeliśmy sobie jedynie prosto w oczy. - Idę się napić, idziesz też? - wypaliłam. Poszedł za mną. Usiedliśmy przy stoliku. Dopijałam sok, kiedy usłyszałam ciche - Przepraszam. Spojrzałam na niego. Był chyba trochę zakłopotany, poprawiał kołnierzyk koszuli. - Naprawdę przepraszam, bo to tak... - Za co mnie przepraszasz? - Jak to za co? - No nie wiem.. - uśmiechnęłam się delikatnie, chyba zrozumiał. - Nie mam pojęcia o co Ci chodzi, dlatego nie przepraszaj mnie. Zbliżyłam się do niego. I znów, tym razem ja, pocałowałam go. Chwilo trwaj. - Mogę jeszcze przeprosić? A Ty zapytasz za co? - śmiał się. Oparłam głowę o jego ramię, bąkając tylko po cichu. - Kiedy tylko chcesz.