poniedziałek, 29 grudnia 2014

30.12.2014

Boję się zapamiętywania momentów, kiedy nie mam pewności, że ich nie stracę, że za chwilę nie będą jedynie blizną, kolejną z tych po małych ranach, które życie a może po prostu ja zrobiłam sobie gdzieś w środku. Boję się tych dobrych chwil, tuż po tych gorszych. Boję się najmniejszych z emocji i boję się uczuć. Tak, wiem, może to głupie, przepraszam. Jednak, kiedy tracisz w życiu to na czym Ci zależy, za co być może w jednej chwili bez zastanowienia oddałbyś życie, cholera, tracisz to, co kochasz to wszystko inne się zmienia. Zmieniasz się Ty. Nie wiem czy mogłabym powiedzieć, że nie potrafię już ufać, czy, że po prostu momentami się tylko waham. Nie chcę czegoś na zamianę, w zastępstwie i po raz kolejny na chwilę. Nie chcę, rozumiesz? Bo kiedy nie tylko się otwierasz, ale i otwierasz swoje serce, chcesz aby wszystko było przede wszystkim dobrze. By wszystko się udało. By było, trwało i nie kończyło się mimo wszystko. Boję się o Ciebie, o Twoje "kocham", o siebie i serce. Boję się o nas, o nasze "zawsze".

czwartek, 4 grudnia 2014

Istotnie z życia.

Marzec. Minęło parę miesięcy, dziewięć? Minęło tyle chwil, dni, godzin, a jeszcze więcej sekund. Chłodne wieczory, kiedy mimo wszystko starałam się wyglądać jak najlepiej, choć traciłam chociażby czucie w palcach. Ułożone włosy, makijaż i perfumy, których zapach poznawałeś z daleka. Pierwsze spotkania, nieśmiałe uśmiechy i strach przed słowami. Tego było coraz więcej, coraz więcej motylków obijało się o ściany żołądka. Mogłabym godzinami opowiadać o tym, co wtedy czułam, o tym jak gubiłam się w tym co mówię, gdy tylko napotkałam wzrokiem Twój uśmiech. I chyba czekałam na jakiś ruch, coś co utwierdzi me wcześniejsze marzenia, co je wzmocni. I chyba czekałam na Ciebie.
Nieśmiałe dotknięcie ust przy przywitaniu, tłumacząc, że to przez brak pohamowań, że nie mogłeś wytrzymać. Kolejne "przepraszam", które z Twoich ust podobno było czymś zwyczajnie nowym. Powroty do domu. Uśmiechy do monitora. Wewnętrzne ciepło. Wieczór u mnie, kiedy tak naprawdę poczułam, że chciałabym, żeby Twoje "moja" było czymś na zawsze,
nie czymś chwilowym. Wspólne dni, krótkie chwile. Coraz częściej. Coraz więcej. Myśli czym jest tak naprawdę miłość.
Co czujesz, obejmując drugie ciało silnymi ramionami, które tak delikatnie wtula się w Ciebie, a w myślach ma wieczność.
Nie znaliśmy się. Nie rozmawialiśmy tak wiele, tak wiele o sobie samych, nie o znajomych, szkole czy wspólnym dzieciństwie, gdzieś poza domem. Minął miesiąc. Wiosna? Coś pękło. Błądziłam. Na oślep szukając wytłumaczeń. Starałam się, jak nigdy wcześniej, jak o nikogo wcześniej. Dwa tygodnie. Coś ponad. Wieczorne łzy, czat na portalu społecznościowym, gdzie wciąż paliła się zielona kropka przy użytkowniku. Gonitwa myśli. Pytając co u Ciebie, słyszałam, że wszystko dobrze, że nie masz teraz czasu, odezwiesz się później. Nie było później.
Spotkanie z opóźnieniem, kiedy zapytałeś czy mi to nie przeszkadza, co miałam odpowiedzieć?
Że przeszkadza i nie chcę, żebyś w ten sposób zmarnował sobie życie? Nie odpowiedziałam. Siedzieliśmy. Planowałeś wyjazd. Cieszyłam się, choć nie wiedziałam jak zacząć temat, tego gdzie byliśmy wcześniej, co się stało. Pierwszy krzyk, chamskie spojrzenie, kiedy tylko wspomniałam o dwóch tygodniach, które były za nami bez nas. Ból gdzieś w środku i łzy w oczach,
zero reakcji prócz słów "Już nic nie mówię". Powrót. Byliśmy na jakiś czas, co jakiś czas
i niby w normie. Maj. Kiedy w końcu znalazłeś czas dla mnie, chociaż kolega był ważniejszy. Zerwanie. Zerwanie kontaktu.
Chęć łez, których i tak nie potrafiłam pokazać, stojąc twarzą w Twoją stronę. Słuchałam tylko jak to wszystko nie ma sensu,
jaki jesteś i że tacy jak Ty się nie zmieniają. Jak nie powinnam cierpieć i tak dla mnie będzie lepiej. Nie mówiłam wtedy prawie nic, prócz przytakiwania. Śmiałeś się. Jak zawsze. A ja czułam jak rozszarpuje mnie od środka. Propozycja kontaktu, twierdząc, że bez tego nie wytrzymasz. Objąłeś mnie, mówiąc tylko, że znasz ten wzrok, wiesz co on oznacza. Zastanowienie nad tym jak masz się teraz ze mną pożegnać. Jeden całus. A kiedy ledwo weszłam po schodach do mieszkania, gwałtowny wybuch emocji, łzy, których one nie mogły powstrzymać, wypytując co mówiłeś. Pomiędzy łapaniem oddechu, a wycieraniem oczu jedyne "To koniec".
To nie był koniec. Ten sam wieczór, wspólny wypad na osiedle, były one, on, jego kumpel. Trochę pogadaliśmy. Mówiłeś, że gram, że robię to specjalnie, że mimo wszystko utrzymuję Cię cudem przy sobie, kiedy nie robiłam nic, a jedyne co to lubiłam to, że jesteś. Obudziłeś się wtedy u mnie, a kiedy jeszcze spałeś wtulając się silnie we mnie, on powiedziała, że widać, że Ci zależy, że jesteś za mną. Że mnie kochasz. Z uśmiechem na twarzy odparłam jedynie "Co ty, skądże",
z Twoich ust usłyszałam zaspane "A skąd wiesz?". Nie skończyliśmy naszej znajomości, choć zdarzyło się coś, co skreśliło Cię może nie w moim sercu, lecz myślach, w głowie. Wewnętrzny koniec i bez słów wyjaśnień tak by było, gdyby nie to, że wtedy zaczęły się Twoje starania. Wiadomości. Propozycje spotkania, kiedy zastanawiałam się jaką wymówkę wymyślić,
by zwyczajnie się z Tobą nie widzieć. Pewien wieczór, może tydzień przed końcem maja. Poszliśmy wtedy nad wodę. Siedzieliśmy na ławce. Czułam, że jesteś dla mnie kimś obcym, że choć na tyle co Cię poznałam, na tyle czego byłam pewna, tak naprawdę tej części Ciebie nie znałam. Cwaniak? Egoista? Pamiętam, jak starałam się być dla Ciebie chłodną, obojętną, byś po prostu zrozumiał, że jednak to Ty coś straciłeś, nie ja. Pierwszy raz w  Twoich oczach ujrzałam łzy, a z ust szczere słowa, że wiesz, że to spieprzyłeś, że Ci zależy. I może to miała być gra, choć wiem, wiem nawet w tej chwili, że choć z zewnątrz możesz udawać największego ze skurwieli, masz słabe wnętrze. Kruche. Zapytałeś też wtedy czy byliśmy razem, odpowiedziałam, że nie.
Kolejne pytanie dotyczyło przyszłości, czy będziemy dla siebie. Nie zgodziłam się. Chciałam czasu. 
Odprowadziłeś mnie wtedy do domu i po prostu się pożegnaliśmy. Było potem lepiej.
Hm, przegrałam rundę? Dałam się ponieść? Moje urodziny, napisałeś mi życzenia, podkreślając, że pamiętałeś,
bo mówiłam Ci o nich wcześniej. Drugi dzień, impreza, Trzydziesty maj. Byłeś tam, choć chwilę wcześniej byłeś wśród kumpli, których zostawiłeś dla mnie. Pełno kłótni ze strony innych osób. Może i nie tak chciałam spędzić ten swój dzień, jednak cieszyłam się, że jestem właśnie tam, wśród ludzi, dla których jestem tak ważna, którzy są tak ważni dla mnie.
Siedziałam Ci na kolanach i opowiedziałam wszystko. Nie złościłeś się za to co zrobiłam, a nawet chciałeś po prostu stamtąd pójść, bym spędziła ten dzień ze znajomymi, bez nieporozumień o Twoją osobę. Nie chciałam. Zostaliśmy wszyscy. I dziś patrząc na to przez pryzmat czasu, był to jeden z najlepszych dni. Czerwiec. Pierwszy, drugi, trzeci. Cały czas razem. Wieczory u Ciebie. Muzyka, filmy. Zmiksowane świeże truskawki, które tak uwielbiałam, o czym doskonale wiedziałeś. Czwarty czerwiec, wieczór, dość późno. Leżałam przy Tobie i zapytałam czy pamiętasz o co zapytałeś mnie wtedy nad rzeką. Odpowiedziałeś, że oczywiście. Odparłam "Tak".
Mówiłeś coś wtedy jak się cieszysz, że jestem czymś najlepszym co mogło Cię spotkać i masz nadzieję, że tego nie spieprzysz, co podkreśliłam na samym początku, że tego bym nie chciała. Mijały kolejne chwile. Dni miasta, wieczór, który wtedy też spędziliśmy razem. Dni mijały tak szybko. Było naprawdę dobrze, choć z biegiem czasu znów coś oddalało się od nas, oddalało bez nas. Koniec roku szkolnego. Początek wakacji. Dni, wieczory i noce, spędzałam ze znajomymi, nie mając prawie żadnego kontaktu z Tobą. Nie wiedziałam co u Ciebie. Ty nie miałeś pojęcia z kim przesiaduję, w jakim towarzystwie spędzam kolejną noc, o której wróciłam do domu. Drugi lipiec, znajomi, trochę zabawy, normalnie. Północ, kolejny dzień lipca.
Coś po drugiej w nocy, kiedy siedząc u przyjaciela w aucie i wylewając za auto zawartość ostatniej butelki, dotknęła myśl. Pojechaliśmy wtedy pod Twój dom. Obudzony przez mamę, wyszedłeś z uśmiechem na twarzy. A ja tylko pytałam o co Ci chodzi, o co chodzi w tym wszystkim. Coś się wypaliło, nie wyszło nam, to nie było to. To był koniec. Siedząc na Twoich kolanach pod ogrodzeniem, ciągle tylko pytałam, a Ty nie przestawałeś się uśmiechać. Kazałeś zawieźć mnie do domu, mówiąc tylko, że popołudniu się spotkamy. Opierałam się tylko o furtkę, patrząc jak się oddalasz i zaczęłam płakać. Wiesz, nie żałuję tych łez.
Tego, że je zobaczyłeś, kiedy od razu się odwróciłeś i szybszym krokiem wróciłeś do mnie. Obejmując mówiłeś coś, że mam przestać, że mam się odwrócić w Twoją stronę. Krzyczałam tylko pytając czy właśnie tego chciałeś, czy właśnie taką chciałeś mnie zobaczyć. Uciszałeś zmieniając ton. Przetarłeś mi policzki i powiedziałeś "Doskonale wiesz, że to czego najbardziej nienawidzę to to, jak dziewczyna płacze" "Jak płacze przeze mnie". Pojechałam do domu. A rano odczytując wiadomość, zaczęłam się szykować. Byłam u Ciebie. Zabawne jak zachowywaliśmy się jak znajomi. Sprawdzian wytrzymałości, czyż nie? Ty grałeś, ja leżałam utrzymując wzrok na ekranie telefonu. Tamtego dnia zostałam na noc, obudziliśmy się rano przytuleni, a w głowie miałam tylko wszystko to, co mówiłeś mi wieczorem. Jak nie chcesz mnie zranić. Jak żadna dziewczyna nie była tak za Tobą jak ja, że z żadną nie było Ci tak dobrze, że żadna go tak nie omotała. Jak nie rozumiesz mnie dlaczego w tym tkwię, dlaczego nie odpuściłam sobie kogoś takiego jak Ty. Dlaczego nawet tyle razy mnie raniąc, ja wciąż tu jestem.
Że sam tego nie rozumiesz, dlatego próbujesz o tym nie myśleć. Wróciłam wtedy do domu, wiesz z czym? Z satysfakcją.
Z satysfakcją, że tak naprawdę jestem dla Ciebie kimś, kimś ważnym, o kim próbujesz zapomnieć.
Że byłam, że zdobyłam coś w Tobie, choć nie wiem czy "zdobyłam" to właściwe słowo.
Jednak wróciłam bez Ciebie. Mijał lipiec. Wiedzieliśmy się parę razy na mieście. W jednej głupiej sytuacji, przy moich znajomych, kiedy może chciałeś zburzyć we mnie jakąś konstrukcję, udało Ci się na chwilę. Nie utrzymywaliśmy kontaktu. Mijały wakacje, które spędzałam tak, że nawet myśląc teraz, w życiu byś się nie domyślał w jaki sposób. Nowi znajomi, nowe twarze, tysiące rozmów. Pewne zauroczenia. Naprawdę byłam szczęśliwa, choć były momenty, że brakowało mi kogoś takiego, jak Ty, nie jak oni. Trzymałam dystans. Dlaczego? Sama zadaję sobie teraz to pytanie. Może dlatego, że jakaś nadzieja wtedy żyła jeszcze we mnie. Koniec miesiąca i te głupie zbiegi okoliczności. Spędziłam u Ciebie cztery dni, trzy noce. Myśląc teraz o tym, jesteśmy szaleńcami.
Wieczory ze znajomymi. Uczucia. Powroty. Decyzje. Nie, nie żałuję. Nie żałuję tych dni, tamtych nas. Minęły wakacje. Błędne znaki. Wszędzie ta piosenka. Przypadkowe spotkania. Uśmiechy. Byliśmy już nikim. Teraz, chwilę temu, krótki czas temu, coś znów było z nami. I choć nie było między nami, widziałam to w Twoich oczach. Widziałam tamtego Ciebie, któremu moje największe marudzenie o tym jak wyglądam nie sprawiało problemu, który użerał się z moimi humorkami. Który akceptował każdą z najmniejszych wad, każdą rysę, bliznę. Znał mnie, jak nikt wcześniej. Spojrzenie takie samo jak za każdym razem wcześniej, kiedy cieszyłeś się moją obecnością.
I choć teraz, mógłbyś się patrząc mi prosto w oczy wyprzeć wszystkiego, to może i jestem wariatką, pamiętam, że to ja poznałam się na Tobie jak nikt wcześniej, to ja znałam czułe punkty, znałam Ciebie. Zmieniłeś w moim życiu wiele. Obróciłeś wszystko o całe 180 stopni. I choć są ludzie, którzy w nas wierzą, wierzą, że się zmienisz, że to nie koniec. Ja nie wierzę. Mogłabym usiąść Ci teraz na kolanach i przy Twoim ulubionym kawałku opowiedzieć jak bardzo zmieniłeś samą mnie, jak skrzywdziłeś wnętrze, jednocześnie podnosząc je niczym na skrzydłach w górę dając radość. Opowiedzieć jak spełniłeś moje marzenie. Marzenie, bo sam nim byłeś. Szczeniackim marzeniem, kiedy miałam dziesięć może jedenaście lat, a pierwszy raz uśmiechnąłeś się do mnie
i rozmawialiśmy o bzdurach, przekomarzając się jak dzieciaki, które łączy ta sama sytuacja. Z ostatnich dni zapamiętałam słowa kumpla, chłopaka od którego dzieli mnie pół Polski, którego znałam może z godzinę, dwie, a który poznał całą sytuację.
Uśmiechał się, mówiąc to z pełnym przekonaniem "Jeśli dowiem się, że do niego wróciłaś i kiedykolwiek spotkam Cię na ulicy, uwierz, że jedyne co zrobię to wyśmieję Cię na głos i napluję Ci prosto w twarz". Słowa, które nie zarysowały, a które dotknęły i tak dogłębnie wbiły się w psychikę. Obiecywałam sobie wiele razy zmianę, definitywny koniec. Owszem udawało się. Na kilka dni. Jednak dziś, czwarty grudzień, to ten dzień, wiesz? I choć właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że przypadki może i się zdarzają, bo mija dziś równe pół roku odkąd zgodziłam się na przyszłość, odkąd powiedziałam "Tak". Zabawne, ale tak - to dziś. Byłam na tamtej ławce, gdzie rozmawialiśmy pierwszy raz, na słuchawkach miałam tamten kawałek, a w ustach ostatniego z paczki. Uśmiecham się teraz. Dwa uzależnienia. Dwie pełne strony na których coś się urywa. Dwie głowy pełne szalonych marzeń, głowy mające przed sobą przyszłość, osobną, z którą zrobimy co tylko będziemy chcieli. Dwie przygody i dwoje nas. Zatrzymani we wspomnieniach. Dziękuję.

Uzależnienie.

Istnieją różnego rodzaju uzależnienia, jak i różnego stopnia. Uzależnieni od zażywania pewnych substancji, hazardu, gier komputerowych, od poprawiania co pięć sekund grzywki, od kawy, czy też od pewnych słów. Jest ich jeszcze tysiące, a każdego z nas dotyka inne z nich. Wśród nich jest jeszcze jedno. Silne, dość intensywne, momentami przerażające, ale również bywa, że niezauważalne i pomijane codziennością. I jak myślisz.. czego dotyczy? Może i jest absurdalne, a może zwyczajnie normalne. I może dotyka Ciebie, albo i po prostu poznałeś je już wcześniej. Uzależnienie nie od czegoś, a od kogoś. Kogoś, kto nie był Ci obojętny, do kogo dystans skracał się, gdy tylko czułeś jego obecność i ciepło. Była taka osoba, prawda? I nadal jest.. w sercu, czyż nie? W codzienności.. w myślach, tych tuż przed snem i tych w całej reszcie. Przychodzi taki czas, gdy niespodziewanie na Twojej drodze pojawia się ktoś, kto wydawałby się przelotną przygodą, znajomością na chwilę. Jednak z każdą kolejną rozmową, zauważasz różnicę. Różnicę między nim i każdym wcześniejszym. Rozumie Cię, nawet gdy z Twoich ust nie wydobywa się żaden dźwięk, nawet gdy błędnie patrzysz w jeden punkt. Więź. Jest coś, co przyciąga Cię do niego, jednak jednocześnie wiesz, że tak nie powinno być. Czujesz, że wszystko jest okej. Pod kontrolą. A kiedy tylko spotykasz go wzrokiem, kiedy tylko się uśmiecha i całkiem przypadkiem łapie Twoją dłoń, jesteś najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Tysiące rozmów, wymienionych poglądów, jednak najmniej w tym wszystkim, w tych słowach, jest was samych. Żyjemy chwilą. Cieszymy się chwilą. A wracając do domu żałujemy, że nie zrobiliśmy kroku w przód. Kiedy jednak przekraczamy granice, czujemy o wiele więcej. Wiele więcej niż wcześniej. I trwamy.. trwamy jak najdłużej, jak najdłużej wytrzyma serce.