sobota, 27 lipca 2013

Co nas zabija.

Czasem zamykamy w swym życiu pewien rozdział. Wiesz, jestem jedną z tych, którzy już to zrobili.
Kończymy z czymś dla swojego dobra, dla dobra drugiej osoby, a może dlatego, że to już się skończyło,
a jedyne co nam pozostaje to wyjść i zamknąć za sobą drzwi. Po cichu, nie trzaskając. Po przekroczeniu progu, wszystko jest inne. Na początku jest trudno. Cholernie trudno.. ale przecież nikt nie obiecywał nam, że w życiu będzie kiedykolwiek łatwo, nie? Będziesz ciągnąć za sobą pewien ciężar, który z każdą Twoją myślą powrotną będzie dokładać kolejne kilogramy. Będziesz tak szedł pod górę. Czasem tak jak ja upadniesz. Czasem zedrzesz łokcie czy kolano, a może i serce z bólu. Będą łzy, nie wątpię. Wszystko będzie wracać i męczyć najsilniej jak tylko potrafi. A Ty? Ty nie będziesz dawać rady.  Będziesz szczypać się i może zadawać sobie ból, byleby się obudzić. Będziesz kucać i obejmować rękoma kolana, byleby stłumić tamto cierpienie. Wspomnienia są okrutne. Co z tego, że są też te dobre. Te, kiedy się uśmiechasz i wszystko jest w porządku. To je zakrywają te pełne smutku, które najchętniej wyrzuciłbyś daleko za siebie. Jak najdalej. Przychodzące wieczory będą dłuższe niż zwykle. Noce będą puste. Puste jak Twoja dusza. Jak Twoje życie w Twoich oczach. Pomału będziesz wstrzymywać łzy i podnosić się chwilę po upadku. Potem na chwilę zapominać.
Jednak pamiętaj.. Nic co nam przeznaczone nas nie ominie. Tak, będziesz coraz silniejszy. W oczach innych będziesz kimś, o kogo życie stoczyłby walkę niejeden. Będziesz zauważać w swoim życiu drobne plusy. Uśmiechniesz się. Może pomyślisz choć raz, że to dobrze, że jesteś.
Wszystko się zmieni. Tamten Ty może nie wróci, lecz tamten czas, tamte uczucia wrócą niejednokrotnie.
Jesteś na to gotowy? A kiedy uderzą i zamknięte drzwi wyszarpią z futryny, Ty klękasz i poddajesz się.
Jesteśmy tylko ludźmi. Drobnymi istotami o wielkich sercach z małą wiarą w siebie. Ja nadal tak jak Ty, cofam się. Doskonale wiem, że nie powinnam, a mimo wszystko skradam się po cichu i ukradkiem uchylam moje drzwi. Zaglądam za nie, tak jakbym nie wiedziała co tam zobaczę. Co poczuję. Bywa, że jeszcze do moich oczu napływają łzy. Mówią, że to normalne, kiedy czegoś nam brakuje, kiedy za czymś się tęskni.
Ale wierzę w siebie, wierzę mimo wszystko, nawet gdy ten cholerny ból pod ciśnieniem łamie kości, a coś innego jakby ściska płuca, nie pozwalając mi normalnie oddychać. Upadam, ale wierzę. Wierzę, że kiedyś obudzę się z czystą kartą, którą nie zapełnię już wspomnieniami, lecz dniem obecnym. Wierzę w siebie i wierzę w Ciebie. W Ciebie, Ciebie i Ciebie też. Podnieś się, trzaśnij tymi drzwiami. Ba, zamknij je na klucz, który całkiem przez przypadek zgubisz, idąc przed siebie.
Bądź wolny, a przede wszystkim - bądź szczęśliwy. 


sobota, 20 lipca 2013

Sny i każdy z nas.

Czasem tęsknimy za czymś, czego być może nigdy nie mieliśmy. Nigdy nie mieliśmy szansy przekonać się jak to jest będąc blisko tego kogoś, czuć coś czy zwyczajnie coś posiadać, a jednak, tęsknimy za tym.
Niemożliwe? Kiedy myślami jesteś gdzieś dalej stąd, kiedy w snach jesteś szczęśliwy, tęsknota nie jest czymś odmiennym. Bywa, że przed snem zastanawiasz się jak to by było, gdyby jednak Ci się udało.
Zamykasz powieki i wyobrażasz sobie, że marzenia stają się rzeczywistością. Jesteś Ty, jest ten ktoś i już nic prócz Waszej dwójki. Jesteście sami, dla siebie jednak będąc wszystkim tym, co wystarczy Wam by być najszczęśliwszymi. Czujesz, że inna dłoń trzyma Twoją i nie jest Ci ona obca, może czasem po prostu zbyt odległa.  Czubkiem palca możesz wyrysować bieg żył na jej zewnętrznej stronie, przecież znasz go na pamięć. Nie od dziś znasz także każdą z jej linii papilarnych  i doskonale wiesz, że jak nigdy wcześniej, idealnie współgrają tylko z Twoimi. Te nawet najmniejsze szczegóły nie są Ci obce, nie zagłębiasz się w nich, lecz o nich pamiętasz. Nie do wiary, prawda? Jak w snach wszystko jest rzeczywiste. Jak każde uczucie sprawia radość, a dotyk po prostu nie boli. Dlaczego śnimy? Po to, aby na chwilę poczuć się dobrze, a budząc się, znów uważać się za najgorszego? Dlatego, że dzisiejszy dzień już nam nie wystarcza, a tylko w snach dajemy sobie radę? Dlaczego rano zawsze żałujemy, że już się obudziliśmy, że to się skończyło, a potem w ciągu dnia tylko o tym  myślimy? Chcemy by tak było. Tylko dlaczego tutaj, dziś, w rzeczywistości nie robimy nic, aby nam się udało? Dlaczego siedzimy i użalamy się nad sobą całymi dniami, zamiast po prostu uśmiechnąć się i coś zmienić? Trochę wiary w siebie. Będzie dobrze. Obiecuję.


sobota, 6 lipca 2013

Zrozumiałam.

Usiądź obok mnie, a ja opowiem Ci o swoich planach, tych ułożonych parę dni temu tuż po północy. Siedziałam wtedy sama. Norma, nocami zawsze byłam sama. Sama ze swoimi myślami, sama ze sobą.
Ciebie też nie było. Byłam w trakcie przyzwyczajania się do tego, szło mi całkiem dobrze, czasem byłam nawet dumna z siebie, że daję radę. Myślałam o tym wszystkim całkiem długo i właśnie wtedy, tamtej nocy coś zrozumiałam, wiesz? Zrozumiałam, że to był błąd. Błąd, którego nie żałuję być może tak jak powinnam, lecz który już teraz zaliczyłam do jednych z tych największych i najbardziej bolesnych. Błąd, który pewnie popełniłabym jeszcze nie raz, gdybym miała tylko na to szansę. Pewnie usłyszałabym teraz: Przecież byłaś szczęśliwa.
Tak, byłam. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak wtedy. Nie zapomnę. Zrozumiałam, że sama byłam dla siebie pułapką, tak skomplikowaną, że sama ją układając, nie znałabym drogi powrotu.
Tkwiłam w tej pułapce. Być może szukałam jakiejś drogi, jakiegoś wyjścia, lecz rezygnowałam, cofałam się, kiedy tylko coś nie szło po mojej myśli. A może po prostu bałam się.. Bałam się postawić krok w przód i iść gdzieś dalej, bez tego co tak bardzo trzymało mnie w bólu, bez uczuć i tamtych wspomnień. Może. Zrozumiałam, że przecież wciąż żyję i choćby nie wiem jak to życie bolało, nie mogę go zmarnować.
Nie mogę przechodzić obojętnie obok siebie samej. Nie mogę przestać reagować i przyzwyczajać się do pustki. Zrozumiałam. Teraz cieszę się tym życiem. Staram się cieszyć każdą jego chwilą i wyciągać z niej jak najwięcej. Cieszę się każdą drobnostką, każdym słowem, gestem. I wiesz.. Choć czasem jeszcze w oczach mam łzy i nocami wracam do Ciebie, dziś się uśmiecham, dziś jestem szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.



wtorek, 2 lipca 2013

Jak jest.

Mówili, że za dużo wspólnego, by tak po prostu żyć osobno. Mówili, że tak nie można.
Zatrzymywali, ciągnąc za rękę, bym jeszcze się zastanowiła. Chcieli abym była szczęśliwa, tak w pełni.
Moje szczęście wygasało, zostawał tylko popiół, a wraz z nim coś kruszyło się we mnie. Tak jakby serce. Każdego dnia łamało się na parę nierównych części i zadawało przeogromny ból. Oni nie wiedzieli.
Przecież się uśmiechałam, dusza towarzystwa, byłam wszędzie i przy każdym. Każdego zarażałam swoim optymizmem, wmawiałam jak piękne jest życie i, że nie warto się przejmować. Moje słowa podobno podchodziły pod perfekcjonizm. Milczałam, kiedy należało. Mówiłam, kiedy tego oczekiwali.
Zawsze dziękowali, za to co dla nich zrobiłam, za to, że porozmawialiśmy. Dla mnie to norma życiowa. Swoje życie zapełniałam życiami innych. Wyrywałam się w ten sposób od swojego.
Naprawdę cieszyłam się, kiedy usłyszałam, że moje rady na coś się przydały i jednak moje starania nie były na marne. Parę razy pytali 'jak Ty to robisz?'. Nigdy nie odpowiadałam, omijając szybko temat.
Wiedziałam, że myślą, że moje życie jest bez skazy, że mam to czego chcę i jestem tą farciarą, bez problemów, bez zmartwień. I tak pozostało, dzięki temu jestem szczęśliwa. Oni wierzyli we mnie, a ich wiara nie tylko we mnie, ale i w samym siebie, dzięki mnie, dawała mi ogromną siłę. Dzięki nim, dzięki wielu rozmowom na temat życia, sensu, uczuć i całej reszty, zaufałam samej sobie. Powoli kształciłam swoje wnętrze.
Uwierzyłam i nadal wierzę. Wierzę, że potrafię.
Wierzę, że nawet, gdy stoję sama, a pęka serce, nic się nie stanie. Będzie dobrze.