czwartek, 6 czerwca 2013

One truth.

W życiu jest tak, że pewnego razu poznajemy kogoś naprawdę wyjątkowego. Mamy na kogo liczyć, kogo przytulić, komu ufać i powierzać siebie w całości. Mamy kogoś, kogo każdego dnia pragniemy poznawać na nowo, kogo zawsze jest nam mało. Jesteśmy szczęśliwi. Obiecujemy sobie wiele. Przysięgamy na własne życie, że nigdy nic nie będzie w stanie nas poróżnić. Przysięgamy, że będziemy dla siebie bez względu na wszystko inne. Co najważniejsze.. przysięgamy, że będziemy zawsze. Dzielimy się wspomnieniami, każdym bólem, każdą myślą. Zawierzamy sobie nawet własne serca. Najważniejsze co mamy to siebie i bezgraniczne zaufanie, którym darzymy się z tak delikatną łatwością. Któregoś razu, gdzieś nad nami gaśnie Słońce. Przychodzi dzień, kiedy kłócimy się o byle gówno. Jeden dzień ciągnie za sobą kolejne. Raz jest dobrze, za chwilę zdzieramy gardła-krzyczymy, później nie rozmawiamy i coś pęka. Upadki, powroty. Mówili, że kłótnie są po to, aby wzmocnić więzi. Miały pokazać nam, jak to co mamy jest dla nas ważne, jak my jesteśmy ważni dla siebie.
I? Tak, pokazały nam. Żadne z nas nie wytrzymywało, kiedy tęsknota naciskała na kręgosłup. Do czasu.
Nasze upadki były coraz częstsze i za każdym razem coraz silniejsze. Rozbijaliśmy swoje serca jakby o bruk i cierpieliśmy, jak nigdy wcześniej. Mówiliśmy wiele. Chcieliśmy zmienić wiele. Mieliśmy swoje marzenia ukryte głęboko na dnach serc. Mieliśmy nadzieję z każdym upadkiem, wciąż walcząc. Upadaliśmy w walce, w tym co przecież liczyło się dla nas ponad wszystko, no nie? Wraz z upadkiem nie traciliśmy jedynie siebie. Traciliśmy wszystko co nas łączyło, każdą obietnicę, każde uczucie. W pewnym momencie jedyne co nam zostało między sobą to spalony sens bycia dla siebie i unoszący się nad głowami jeszcze świeży dym. Coś pękło naprawdę. Później były łzy. Strumienie słonych łez i chwilowe bóle w klatce piersiowej, jakby coś uciskało serce.
Były puste, raniące słowa. Nas nie było. To znikło, lecz na dnie naszych serc pozostanie jeszcze na długo.
Tak, nie zapomniałam. Kiedyś powiedziałam Ci, że nawet jeśli nie będziemy się już znać, będziemy mieć własne rodziny i gromadkę maluchów, nigdy nie będę w stanie o Tobie zapomnieć, pamiętasz? Nikt normalny nie potrafiłby zapomnieć o tej, kiedyś zniszczonej połowie swojego serca, które kiedyś komuś powierzył w zaufaniu. Nikt nie potrafiłby zapomnieć o momentach, w których był naprawdę szczęśliwy.
Dziś już nie rozmawiamy, czasem tylko zapytasz co u mnie, a ja jak zwykle odpowiem, że wszystko jest w porządku. Tyle nam pozostało, choć jeszcze kilka tygodni temu wydawało by się, że nie wyobrażaliśmy sobie funkcjonowania bez siebie. Myślę, że czasem jeszcze wspominasz i w jakimś stopniu tęsknisz. Może żałujesz. Dziś mamy własne życia, poukładane i nie, lecz dajemy radę sami. Dziś nie ufam tak jak wcześniej.
Dziś zdawałoby się, że mam w sobie kamień, którego nikt nie będzie już w stanie przełamać.
Dziś jestem silniejsza. Tamto wczoraj nauczyło mnie wiele. Nauczyło, że to co jest naszym obowiązkiem to przede wszystkim walka do samego końca, ale nauczyło również, że czasem bywa tak, że to co kochamy po prostu nie ma sensu. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, że jesteś szczęśliwy i do tego szczęścia już niczego Ci nie brakuje. Mimo wszystko, dziś wciąż życzę Ci jak najlepiej i z całego serca jeszcze raz dziękuję.


10.2011 - 04.2013

3 komentarze: