żółtym ryjkiem z uśmiechem w okienku fejsa. Chwilę później pytał o zaufanie, mówił, że tak naprawdę nie wie dlaczego w ogóle napisał, czy nie mam nic przeciwko, że w sumie znamy się, a nigdy nie było okazji porozmawiać. Znaliśmy się.
Z ulicy, z dziecięcych wspomnień, parę lat. Mówił o sobie. Bardzo dużo. Odpowiadał na moje pytania. A ja na jego.
Podziałały nasze charaktery, które gdzieś tam pomiędzy zdaniami mieszały formę i zgadzały się. Kiedy mówiłam, że tylko wariaci są coś warci, mówił, że zaczyna coraz bardziej lubić mój światopogląd, po czym dodawał, że wariaci trzymają się razem.
Godzinami rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Lubiłam te jego głupie spostrzeżenia, te małe dyskusje i wspólną wymianę zdań na dany temat. W tej chwili nie wierzę, naprawdę nie wierzę, że tak się dogadywaliśmy, a dziś jedyne co pozostaje z naszych relacji to zwykłe "cześć" rzucane mijając się na ulicy, czy życzenia pod Nowy Rok, pod ten Dzień Kobiet i resztę.
Nie dowierzam w tą niedojrzałość, która niszczy w nas coś, co jest najważniejsze. Niszczy nas samych.
Bo choć mamy swoje zdanie, boimy się o nim mówić. Bo choć mamy uczucia, boimy się ich okazywać. Bo choć mamy marzenia, boimy się ich spełniać. Dlatego z tego miejsca, proszę nie popełniaj tak małych błędów, która niosą za sobą zawsze te nieco większe i większe. Tak, wiem, przecież uczymy się na błędach. Jasne.
Tylko czy wyciągasz wnioski z tych popełnionych dwa dni, tydzień czy nawet rok temu? Zmieniło się coś?
I możesz patrząc mi prosto w oczy z uśmiechem do tego się przyznać? Pochwalić się? Możesz? Chwila nieuwagi i coś umyka, umyka z przed naszych oczu, stąd i z naszego serca. A wtedy nie zrobisz już nic. To co odejdzie, już nie wróci.
A jeśli wróci, nie będzie już takie samo, nie będzie tak samo brzmiało, pachniało, w ten sam sposób sprawiając uśmiech jak wcześniej. Nie będzie takie samo. Nie będzie Twoje. Wasze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz